Moja książka Ocalić Kadam
o wyznaczaniu szlaków w Ugandzie i terapii psychodelicznej już w przedsprzedaży!


Parkomat

Opowiadania / Parkomat

 

- No ale, po co ci to, przecież to nie ona? Zresztą zapłaciła tylko za pół godziny…

- No ale, może tego, czego o niej nie wiem, jest znacznie więcej... – cisza, która zawisła między nami trwała w moim odczuciu wieki. Wyczekiwałem z rosnącym strachem, byłem już tak blisko, a wszystko mogło legnąć w gruzach po jednym jej słowie…

- Samara Karim.

- Jak to się pisze?! Karim przez „i”?!

- I może jeszcze numer karty?

- Tak – zażartowałem. – Nie no, proszę, przeliteruj mi to nazwisko – powiedziałem zjadając w pośpiechu głoski i słysząc lekkie drżenie w swoim głosie.

Teresa po chwili ciszy zaczęła literować. K A R I M. To musiała być ona. Wierzyłem w to z całej siły.

Gdy skończyłem rozmawiać z Teresą, od razu zacząłem rozważać opcje. Iść na policję? A może poczekać na rozwój wydarzeń? Może jednak nie będą mnie szukać? Ale nawet jeśli pójdę, to ryzykuję, że na czas poszukiwania Anny vel Samary i tak mnie aresztują. A jeśli ona już jest poza Unią Europejską?

Przez kilka godzin snułem różne scenariusze. Jadłem, chodziłem po mieszkaniu. I od nowa rozpoczynałem swoje rozważania, argumentacje, szanse ryzyka…

Wyrzuciłem na śmietnik czajnik cudo–retro–pułapkę na niewinnych ludzi – przejaw geniuszu myśli designu. Późniejsza rozmowa z Olkiem na temat wypadku była znacznie łatwiejsza niż się obawiałem. Dzięki bogu, nie nocowałem u żadnej koleżanki.

Gdy się położyłem spać, znowu to samo. Myślenie. Analizowanie. Gdybanie. Zaczęło mnie to męczyć. Postanowiłem podjąć decyzję rano, zbliżając się jednak do tej wiążącej się z pójściem na policję.

Odbierz zniżkę na wymianę walut w Walutomacie!

Usłyszałem szmery za oknem. Przestraszony zbiegłem do piwnicy. Była tam hałda koksu. Zacząłem wygrzebywać w niej duże wgłębienie długie na dwa metry, kładąc wyjęty koks po jednej stronie. Włożyłem sobie w usta słomkę do picia. Położyłem się na plecach w tej wnęce, kładąc lewą rękę wzdłuż tułowia. Prawą ręką sięgnąłem po folię. Przykryłem nią swoje ciało za wyjątkiem ręki i zacząłem kłaść na folii odłożone z boku bryły koksu. Tuż obok prawego biodra ułożyłem sporą górkę koksu. Po chwili byłem już cały zakryty oprócz głowy i ręki. Zrobiłem dziurę w czarnej reklamówce. Założyłem ją na głowę, a w otwór włożyłem słomkę. Położyłem koks na głowie. Ułożyłem w końcu rękę wzdłuż tułowia i zacząłem szturchać górkę, aby zwalić koks i zakryć ostatnią kończynę. Czułem rosnące podniecenie i dumę ze swojego pomysłu. Po chwili usłyszałem walenie w drzwi. Krzyki. Jednak koks nie chciał się zwalić… W końcu udało się. Byłem cały przysypany. Usłyszałem łomot wyważanych drzwi.  Ktoś zaświecił światło. Budząc się zobaczyłem nad sobą lufy karabinów.

Duma i podniecenie ustąpiły przerażaniu, nim uświadomiłem sobie, że to był tylko fantastyczny sen. Siłą wyprowadzono mnie z mieszkania na oczach przerażonego i zdumionego Olka.

***

Naiwnie liczyłem, że policja postawi mi tylko zarzut nieudzielenia pomocy. Tymczasem wypytywano mnie tak, jakbym to ja zabił tego faceta. Okazało się, że był muzułmaninem, więc rozważano też morderstwo na tle religijnym. A ja przecież bym nawet nie odróżnił Koranu od poradnika dla ogrodników. Dobrze, że chociaż gwałtu nie stwierdzono.

Uspokajał mnie fakt, że zdążyłem  zdobyć informacje o faktycznej morderczyni. Policjant, który mnie przesłuchiwał, skrupulatnie wypytywał o dziewczynę, a później zapisywał to na komputerze. Miałem wrażenie, że jest po mojej stronie. Jakaś nagroda pocieszenia w całej tej tragedii. Irytował mnie tylko fakt, że dziubał na klawiaturze palcami wskazującymi jakby od tygodnia miał do czynienia z komputerem.

Po chwili przyszedł drugi gliniarz i pokazał mi nóż. Zapytał, czy należy do mnie. Faktycznie był podobny do noża, który mi kiedyś zaginął. Okazało się, że znaleziono na nim moje odciski palców. Tym nożem zarżnięto Murzyna. Zaniemówiłem. Sparaliżował mnie strach. Poczułem jak wnętrzności podchodzą mi do gardła, a zwieracz odmawia posłuszeństwa. Zacząłem niemal mdleć. Policjant komputerowy widząc, że blednę, otworzył okno.

Po chwili zacząłem wracać do siebie. Przypomniałem sobie klientkę o orientalnej urodzie, która parę tygodni wcześniej poprosiła o spotkanie w moim mieszkaniu…

Poczułem jakby cały świat zechciał mnie dotkliwie ukarać za tamtą chwilę beztroskości, a później tchórzostwa w hotelu. Oświadczyłem, że nie powiem już niczego więcej bez adwokata.

Bartosza Łukowskiego polecił mi kolega, który regularnie był zatrzymywany przez policję. A to za posiadanie marihuany, a to za jazdę pod wpływem alkoholu. Nigdy jednak nie poszedł siedzieć. Ponoć dzięki Łukowskiemu. Gdy ten usłyszał moją historię, poprosił o kilka danych i powiedział, że  musi to przemyśleć i odezwie się wkrótce. Zdziwiło mnie to. Ale to było nic w porównaniu do tego, co oznajmił mi dwa dni później.

Otóż nadal świadczyłem swoje usługi, tyle że mężczyznom. Murzyn był moim stałym klientem i na to spotkanie zażyczył sobie owoce. Więc jedliśmy owoce i na tę okoliczność zabrałem swój nóż. Po posiłku bawiliśmy się pod prysznicem, ostrzem noża muskałem jego skórę… Łukowski miał wyraźne zacięcie literackie i z rozmachem opisywał „nasze” zabawy, coraz bardziej się tym emocjonując. Poprosiłem, aby skupił się na aspektach merytorycznych. A więc później było poślizgnięcie, nabicie się na nóż i moja panika. Na dowód, że miałem prawo uciec, wyciągnął papier poświadczający moją hemofobię, czyli lęk przed krwią. Wytrzeszczałem oczy ze zdumienia.

Według niego ta historia była bardziej wiarygodna niż moja i łatwiej można by mnie wybronić, zwłaszcza, że prokuratorowi brakowało motywu. W ten sposób moje rozterki i wyrzuty sumienia wzbogacone zostały jeszcze o niemoralną propozycję prawnika.

Co by moje życie więzienne nie trąciło nudą, odwiedziła mnie też młoda, niebrzydka, rudowłosa dziennikarka. To mi się nawet spodobało, jak i szansa nadania rozgłosu sprawie. Jej zaangażowanie w słuchanie mojej historii i dopytywanie o szczegóły wzbudziły we mnie nowe nadzieje. I nie tylko nadzieje. Jej głęboki dekolt zroszony kroplami potu dodawał pikantnego smaku więziennej scenerii. Dawał do myślenia, inspirował. Sprawiał, że moje czarne wspomnienia przeplatały się później z tłumionym ekstatycznym krzykiem odbijanym od surowych ścian. Brakowało tylko prysznica.

Po niej wpadł jeszcze Łukasz, uczeń z liceum, który do gazetki szkolnej chciał opisać dzień z życia więźnia. Pytał głównie o granice intymności, to jest sikanie, sranie, mycie się i masturbację. Historią niespecjalnie był zainteresowany, nie licząc tryskającej krwi, jak dużo, jak szybko i czy pomyślałem w pierwszej chwili, że to żart?

Odwiedził mnie też Paweł Komar. Kolega z czasów studiów. Poznałem go w akademiku. Szybko wtedy pojąłem, że jest osobą wyjątkową. Zoptymalizował mechanizm magazynowania ubrań tak, aby zajmowały jak najmniej miejsca. Przechowywał je po prostu na stercie, nie marnując pustych przestrzeni między ułożonym ubraniem a górną półką. Dzięki temu zamiast wysokiego regału czy szafy, miał niewysoką stertę ubrań.

Świetnie też zarządzał oszczędnościami i relacjami z dziewczętami. Gdy jakąś poznał dokładnie (tj. bez udziału ubrań), proponował jej, że może wrócić do siebie za pół darmo taksówką. Dawał jej kod startowy na Ubera lub myTaxi, co skutkowało faktycznie zniżką dla niej oraz każdorazowo – dla niego. Oczywiście działało w sytuacji, gdy ona nie miała jeszcze któregoś z tych kont.

Paweł oznajmił mi kiedyś, że już nie chce mieszkać ze współlokatorem, tylko wynająć coś dla siebie i… sprowadzić tam swoją mamę. Jakieś dwa miesiące później zadzwonił z prośbą, abym go przenocował. Że się pokłócił z matką. Gdy przyjechał, opowiedział mi swoją historię. Jako pracownik ośrodka pomocy społecznej odkrył, że jeden z ich klientów produkuje smalec z psa. Zgłosił to swojej szefowej, ale ona zasugerowała, żeby odpuścił, że gra niewarta świeczki, że dużo zachodu, że ludzie biedni, że krowy są bardziej inteligentne niż psy. Rozgniewało go to i na złość szefowej zgłosił sprawę na policji. Z kolei za tę zawziętość i złośliwość matka zrobiła mu burę, dodając, że świnie doświadczają wielokrotnych orgazmów. W proteście w wieku 41 lat uciekł z domu na noc.

Więzienne odwiedziny Pawła pozwoliły mi oderwać się od moich problemów. Zaczął tradycyjnie narzekać na rząd, na szefową i na kobiety, które są po prostu złe albo szybko staną się złe, gdy poczują smak zdrady. Na koniec wręczył mi egzemplarz gazety komentując, że tej to chyba nie zrobiłem dobrze. Pani, która parę dni wcześniej tak ładnie spociła się w mojej celi, dała właśnie popis swoich umiejętności literackich. Przedstawiła moje stanowisko, sugerując, że nie tylko jestem winny, ale również idiotą nieumiejącym wymyślić normalnej, wiarygodnej historii. Bez mojej wiedzy rozmawiała też z adwokatem, który sprzedał jej linię obrony. Już jako oficjalną.



Czy wiesz, że za opóźniony lub odwołany lot przysługuje Ci co najmniej 250 euro odszkodowania? Airhelp załatwi za Ciebie formalności i pobierze prowizję tylko w przypadku wygrania sprawy.

Gdy to przeczytałem, ograniczyłem swoje czynności życiowe do oddychania i leżenia na pryczy przez dwa dni. Poszukiwanie sensu i nadziei coraz częściej ustępowało poczuciu, że nie ma już rozwiązania tej sytuacji, że będzie tylko gorzej. Śmierć zaczęła wydawać mi się coraz bardziej obojętna.

Jeszcze wizyta Teresy. Aby mnie podnieść na duchu najpierw podzieliła się swoimi przemyśleniami, że ja to wszystko chyba ukartowałem, że jestem wyrachowany. Ale że ostatecznie mi współczuła i była ciekawa, co u mnie. Krótka wizyta. Pewnie finał znajomości.

Czasem fantazjowałem. Że wychodzę, że idę w góry. Bujam się na hamaku na plaży. Rozmyślałem nad listą pierwszych rzeczy, które zrobię po odzyskaniu wolności. Zasilę kolejkę po lody na Starowiślnej, zamówię najbardziej wypasioną zapiekankę na Placu Nowym, pojadę do Auchan i kupię Olkowi super piękny czajnik retro, i zamówię naklejkę „jestem na prąd”.

Ale poczucie winy, żal tego co zrobiłem, a czego nie zrobiłem, a do tego przytłaczająca bezradność i depresyjne wnętrze celi przykuły mnie do łóżka.

- Halo! Chcę porozmawiać ze strażnikiem!

Cisza. Więc jeszcze raz:

- Czy ktoś tu może podejść?

Nic.

- A jakby się paliło albo kolega za ścianą miał padaczkę?

Nic.

- A gdyby ktoś puścił Radio Maryja?
 

1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6


Poznaj więcej inspiracji na ten miesiąc – spójrz na prawy margines >