Moja książka Ocalić Kadam
o wyznaczaniu szlaków w Ugandzie i terapii psychodelicznej już w przedsprzedaży!


O czym myśli Anastazja?

Opowiadania / O czym myśli Anastazja?


Po miło spędzonym poranku i popołudniu wróciliśmy na obiadokolację, gdzie mogłem przyjmować kolejne wyrazy współczucia od Anastazji. Nie umiałem się za bardzo odnaleźć w tej sytuacji. Miałem wrażenie, że to bardziej Anastazja wymagała zrozumienia i współczucia niż ja.

– Wiesz, ja nikogo z tych osób nie znałem, ludzie codziennie giną w wypadkach, z głodu, z nienawiści. Nie wiem, czy jestem właściwym adresatem tych wyrazów współczucia i solidarności…

– Ale co teraz z Wami będzie? – pytania Anastazji stawały się coraz trudniejsze. Nie pod względem trudności w poszukiwaniu rozwiązania, ale raczej pewnej abstrakcyjności. Tylko domyślałem się, o co jej chodzi.

– Rozbiory przetrwaliśmy, dwie wojny światowe, komunizm, to i zmianę prezydenta przetrwamy. Tym bardziej takiego – odpowiedziałem nieco ironicznie. Przecież nasze codzienne życie uwikłane jest w sieci powinności i ról. Ich odtwórcy nawet najbardziej genialni prędzej czy później odchodzą, czasem o tym nie wiemy. Codziennie ktoś kogoś zastępuje, bez względu na doniosłość stanowiska. Codziennie możemy zjeść dobry obiad, nie wiedząc nawet, jak często zmieniają się ludzie, którzy za to odpowiadają i jak wielu anonimowych bohaterów jest uwikłanych w dogodzenie naszym kubkom smakowym. Zaczynając gdzieś od dzielnego rolnika, a może nawet od kogoś kto sprzedał mu łopatę? Ale pewnie taką analogię Anastazja odebrałaby jako cyniczny atak na swoje współczucie.

Czasem, gdy brakowało jej słów a mi odpowiedzi, swoją troskę wyrażała na wszelki inny możliwy sposób.  Gdy tylko dostrzegła znamiona poszukiwań w moim wzroku (nawet jeśli rozglądałem się za łyżką), śpieszyła z pomocą. Pomocą totalną. Takie subtelne osaczenie. Momentami czułem się jak na obozie dla uchodźców. Choć to tylko takie skojarzenie, bo jeszcze do takiego obozu nie trafiłem.

Z Aleksem nie wspomnieliśmy ani razu kwestii smoleńskiej. Ale też rozmawialiśmy o samolotach. Jak się okazało, mieliśmy wspólną, nieco perwersyjną, satysfakcję - gdy samolot ruszał na pełnych obrotach silnika, co w przypadku małych odrzutowców skutkowało lekkim wgnieceniem w fotel. I chwilę później, gdy samolot odrywał się od ziemi, co komunikował charakterystycznie żołądek.

I tak rozmawiając z Aleksem, i coraz mniej z Anastazją, dotrwaliśmy do czasu mojego wyjazdu. Albo rozstania, widząc jak je przeżywała Anastazja. A może te łzy w oczach i niekończący się kontakt wzrokowy na pożegnanie były tylko ostatnim gestem współczucia.

 

***

 

Następnego lata Aleks miał mnie odwiedzić z Anastazją. Jednak dwa tygodnie przed przyjazdem napisał do mnie, że Anastazja z pewnych powodów musi zostać w Rosji i lepiej, gdybym to ja ich odwiedził. Zamieszało to trochę w moich planach, zwłaszcza w tych, w których mogłem zrealizować się jako przewodnik krakowski, żeby nie powiedzieć pilot, co sprawia mi małą frajdę. No ale, tu raczej nie było miejsca na negocjacje. Sposobność wykorzystałem na dotarcie do Petersburga inną trasą, karmiąc swą świadomość nowymi widokami.

Odbierz zniżkę na wymianę walut w Walutomacie!

Aleks podobnie jak za pierwszym razem i teraz powitał mnie sam. Ale i w mieszkaniu nie było mi dane spotkać Anastazji. Źle się czuła, więc nawet do mnie nie wyszła. Również rano. Przypomniało mi to moje nierzadkie wizyty u braci Służewskich w Warszawie, którzy przez pewien czas wynajmowali jeden z pokojów Adzie Florek, siostrze Patryka, który zresztą też u nich pomieszkiwał. Dziewczyna, choć pochodziła z Krakowa, to po rocznym pobycie w Hiszpanii postanowiła zamieszkać właśnie w Warszawie. A jednak bywało tak, że moje oczy nie uświadczyły jej nawet przez więcej niż jeden dzień. Ada cały czas siedziała w pokoju dwa na trzy metry, a jej lampka nocna swoim żółtym światłem przebijała się przez szybę drzwi niemal non stop, nawet o świcie. I Ada zapewne miała ku temu powody.

A jaką tajemnicę kryła tym razem Anastazja?

Była piękna pogoda, więc pojechaliśmy z Aleksem prosto nad jezioro. Oczywiście - odprawiać swoje wędkarskie rytuały.

Dojazd jak i pierwsze kwadranse łowienia były czasem do nadrobienia luk w wiedzy o sobie, bo wiele się u nas pozmieniało przez ponad rok. Z bardziej spektakularnych akcentów, Aleks wraz z Anastazją odbyli podróż do Indii, o tyle oryginalną, że postanowili objechać je wzdłuż wybrzeża. Siedem tysięcy kilometrów w półtora miesiąca. Widzieli oczywiście nie tylko urzekające plaże. Choć niektóre z nich takie właśnie były, między innymi te w Kerali z kilkudziesięciometrowymi klifami. Ale też imponujące świątynie, często wyciosane z jednego bloku skalnego. Posągi, piękne wille, przerażające slamsy i kolorowych ludzi. Czasem były to tak egzotyczne zderzenia z obu stron, że hindusi, których spotykali, dotykali w zdziwieniu i zachwycie ich białe ręce.

Ta opowieść nas ukoiła i wprawiła w rozmarzenie. Zwłaszcza, że jego przeżycia nie były mi obce i doskonale rozumiałem indyjski sentyment. Rozmawiając o Indiach trudno nie wspomnieć o reinkarnacji. Ten temat zwieńczyła kilkuminutowa pauza.

– Boisz się śmierci? – przerwałem milczenie.

– A Ty? – odpowiedział pytaniem, co robimy najczęściej zaskoczeni albo wtedy, gdy problem nas przerasta bądź w jakiś sposób uzależniamy naszą odpowiedź (bądź jej szczegółowość) od odpowiedzi rozmówcy. – Masz na myśli wyłączenie się na zawsze czy samo przemijanie, ulotność, z którą trudno się pogodzić? – rozwinął.

– Chodzi o to, że na pewne sprawy jest już za późno, na dostanie drugiej szansy…

– Niewiele jest spraw, na które jest za późno, decyzje i możliwości są w Tobie. Nie w świecie zewnętrznym. Nie graj ze mną w ten sposób i nie zrzucaj winy na jakiś świat – powiedział łagodnie, lecz stanowczo.

 – Na harcerstwo jest już za późno - powiedziałem z ironicznym uśmiechem.

– To zostań politykiem i zmień to prawo, jeśli Ci przeszkadza.

Choć nie ulegało wątpliwości, że gdyby trzymać się dosłowności, to kariera informatyk - przedsiębiorca – polityk – harcerz nie trzymała się tradycyjnego ładu. Ale może jak mawia mój kuzyn Marcin Kusiak, po to są zasady, aby je łamać.

Nie dotarliśmy w tej rozmowie do sedna, czego tak naprawdę poszukiwałem w życiu, a czego poszukiwał Aleks. Ale może nie było niczego nowego, może przeszkadzało mi samo potencjalne ograniczenie…

Temat samej śmierci powrócił. Doskwierał nam pewnie niewiele mniej niż pozostałym siedmiu miliardom ludzi.

– Gdyby ci była obojętna, to znaczyłoby, że jesteś nieszczęśliwy lub znudzony – powiedział i zapadaliśmy w ciszę. Mniej błogą niż ostatnio. Nawet dość trudną. W końcu zaczął kiwać zaprzeczająco głową i powiedział:

– Żyjąc wiecznie trudno być szczęśliwym.

Zobaczył pewnie w moich oczach niezrozumienie podparte nadzieją. Kontynuował:

– Lubisz truskawki?

Nie dając mi odpowiedzieć, kontynuował:

– No to ja z sympatii do Ciebie mogę Ci je zapewnić codziennie. Dozgonny dowód przyjaźni. – Wciąż milczałem wyczekująco – …ale boję się – kontynuował – że znudzą ci się po tygodniu, a po miesiącu będziesz nimi rzygał. Gdybyś wiedział, że musisz żyć wiecznie, czerpałbyś tak wiele z życia jak teraz? Czy nie nadszedłby czas znudzenia? Przecież doświadczyłbyś wszystkiego dziesiątki razy, nauczył na pamięć. Zakochania, euforii, rozpierającej dumy, poczucia największego zwycięstwa nad światem albo samym sobą. Niektóre wrażenia zyskiwałyby w kolejnych odsłonach na sile, ale prędzej czy później ich intensywność malałaby, bo byłyby już znane bądź podobne do tego, co doświadczyłeś wcześniej... Może by to nastąpiło dopiero za osiemdziesiątym a może sto osiemdziesiątym razem. Może po stu, a może dwustu latach, ale na pewno by nastąpiło. Wszystko przestałoby cię zaskakiwać…  Byłbyś o krok od depresji.

Tu znów nastąpiła krótka cisza. Zamyśliliśmy się. Po chwili dodał:

– Zasadniczo, to wszystko byłoby już przewidywalne, bez względu na to, jakby się miało zakończyć. I tak by się właśnie kończyło - w sposób, jaki znasz albo do niego podobny. Satysfakcja z życia zjeżdżałaby po równi pochyłej. Twoja nabyta mądrość życiowa by cię wykończyła! Fizycznie byś żył, psychicznie lokował się gdzieś między coraz bardziej obojętną wegetacją a agonią. Życie jest takie piękne i pociągające, bo wiemy, że trwa o tę odrobinę za krótko! A tajemnica, pod którą kryje się zwieńczenie własnej historii, dodaje mu pikanterii.

– Byle zginąć pięknie – przerwałem mu, uśmiechając się.

– Jesteś romantycznym egoistą – odpowiedział radośnie, bo moja odpowiedź chyba przypadła mu do gustu.

Zamilkliśmy tym razem na dłużej. Ale nieskrępowane milczenie to najdojrzalsza forma znajomości. Tego dnia nie nawiązaliśmy już poważniejszych rozmów, raczej tylko grzecznościowo potwierdzaliśmy świadomość, że wciąż przebywamy koło siebie.

1 - 2 - 3 - 4


Poznaj więcej inspiracji na ten miesiąc – spójrz na prawy margines >