Warszawa. Plan filmowy. Katering. Jednorazowe kubki. Wiem, że dzisiaj nie raz będę chciał się napić, więc podpisuję kubek, aby ograniczyć się do jednego. Starszy pan zatrudniony tutaj widząc to, mówi: nie rób dziadostwa.
Odpowiadam, że jeśli nie będziemy robić „dziadostwa”, to do 2050 r. w morzach pod względem wagi będzie pływać więcej plastiku niż ryb. Pan mówi, że to nie nasz problem. Wtóruje mu młodszy kolega twierdząc, że tylko Amisze mają prawo do życia w zgodzie z naturą, bo robią to holistycznie, a jeśli ja jeżdżę autem, to już nie powinienem zajmować się redukcją śmieci. Albo wszystko, albo nic?
Następnego dnia robię sobie dzień dziecka i kupuję drożdżówkę. Dostaję ją w plastikowym woreczku. Zjadam ją i po chwili postanawiam zrobić sobie podwójny dzień dziecka i kupić jeszcze jedną. Proszę ekspedientkę, żeby zapakowała mi do tego samego woreczka. Ona – że bez przesady. Podejmuję temat zanieczyszczenia środowiska. Bo jeśli ludzie są egoistami tu i teraz, i nie interesuje ich los ludzi żyjących 1000 km dalej, ani kolejnego pokolenia, to warto wiedzieć, że już dziś zjadamy ryby, których nawet 30% zawiera w sobie polimery. A ludzie narzekają na nowotwory, cukrzycę i inne choroby, na które często zapadają na własne życzenie. Nie wspominając o żółwiach czy wielorybach, które wymierają m.in. na skutek połykania siatek wyglądających jak meduzy. Łącznie przez połykanie tworzyw sztucznych ginie rocznie ponad milion ptaków i 100 tys. ssaków.
Myślę o piosence, w której Riedel śpiewał „Lunatycy otaczają mnie…”, choć zamiast lunatyków ciśnie mi się na usta inne określenie. Akurat rozwiązanie problemu zaśmiecania środowiska (i naszych organizmów) to jeden z prostszych problemów tego świata. Mamy już technologie. Nie trzeba żadnego nowego wynalazku. Wystarczy zmiana postawy. A ta może wynikać z naszych chęci albo z prawa. Prędzej czy później wejdzie prawo unijne ograniczające używanie plastikowych słomek, kubków, siatek bądź kładące nacisk na skuteczną segregację śmieci i recykling. Tylko po co czekać? Ludzie bez nakazów potrafili przerzucić się na telefony, Internet, a już dawno temu na pralki. Bo było wygodniej. Ciekaw jestem czy jak ktoś przerzucał się z krzesiwa na zapałki, to robił dziadostwo?
Dlaczego ze względu na własne zdrowie i piękno natury nie możemy zmienić innych nawyków? Nieraz już się udało, choćby z eternitem.