Moja książka Ocalić Kadam
o wyznaczaniu szlaków w Ugandzie i terapii psychodelicznej już w przedsprzedaży!


Dziwkarze

Opowiadania / Dziwkarze
 

Rozbiliśmy namiot w ogródku Maryli, która przed laty przyjechała tu z Polski, aby wyjść za Zdenka. Przyjechała i wyszła. Mimo dwudziestu lat różnicy świetnie się z nią dogadywałem. Również z jej synami, którzy byli ode mnie parę lat starsi. Nie wiedziałem, jak mają się do mnie zwracać. Wujku? Oni tego problemu nie mieli, mówili Bartek. A raczej w wołaczu, jak to w Czechach bywa: Barteku! Świetnie rozumiałem się też ze Zdenkiem. Raz bladym świtem przyszedł do namiotu i czegoś od nas chciał, chyba zapraszał na śniadanie. Poprosiłem uprzejmie, żeby dał nam jeszcze pospać, wszak była dopiero dziewiąta. Piotrek twierdzi, że moja prośba była nieco bardziej nacechowana stanowczością i brzmiała w stylu:

- Czego, Ty, kurwa, od nas chcesz, nie widzisz, że śpimy?

Ale nieprawda, na pewno nie powiedziałem „kurwa”.

Z synem Maryli, Tomaszem, który nie mówił mi na „pan” ani wujku, tylko Barteku, pojechaliśmy na ryby. Nad prywatny staw. Na nockę. Tomasz zanim rozłożył sprzęt, uprzedził, że najpierw musi się „naaplikovat”. Naaplikował się piwem, zarzucił grunt, położył się na karimacie i czekał. Piotrek niczego nie zarzucił, bo łowienie go nie podniecało. Za to poszedł się naaplikować, bo ta idea jak i semantyka bardzo mu się spodobały. Tak się naaplikował, że aż wrócił kompletnie ożraty (pijany) i legnął spać. A że legnął na mojej żyłce, to mnie prawie krew zalała, o czym taktownie go poinformowałem. Poplątał żyłkę. Olałem łowienie, poszedłem spać. W środku nocy Tomasz obudził mnie (jak on mógł nie spać?!), bo miałem branie. Wolałbym mieć branie u dziewczyn. Poszedłem spać.

Mimo, że tej nocy nie piłem dużo a prawdopodobnie nic, to i tak okrzyknięto nas alkoholikami. Każdy posiłek serwowany przez Marylę popijaliśmy piwem. A popijaliśmy, bo nas częstowano. A częstowano nas, bo Maryla prowadziła gospodę. Dla nas to był logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Taka mała karma. A że byliśmy uprzejmi i sądziliśmy, że tak się w Czechach robi (pije), więc piliśmy to piwo, choć było gorzkie. Daleko mu było do mojego ulubionego złotego Gambrinusa, Kozla, a nawet Staropramena. No ale alkoholikami nas okrzyknięto. Parę dni później nasza reputacja miała znieść o wiele więcej.

Gospodarze i ich sąsiedzi świetnie umilali nam czas. Roman wraz ze znajomymi zabrał nas na basen. Odkryty. Tam pierwszy raz w w życiu widziałem z bliska kobietę z gołym biustem czytającą książkę. Wcześniej widywałem po prostu gołe kobiety. Może, żeby chociaż leżała i się opalała. Ale ona książkę czytała. Frywolna intelektualistka? To wydarzenie było tak niecodzienne, że aż postanowiłem do niej zagadać, ciesząc się z tak bliskiej obecności nagiego biustu. I książki. Długo nie pogadaliśmy - no bo po jakiemu? Ale czułem, że ten wyzwolony kraj przyniesie nam nowe wspaniałe doświadczenia. Nie myliłem się.

Odbierz zniżkę na wymianę walut w Walutomacie!

Czeszki nas fascynowały. Swoją egzotyką (w końcu zagranica), wyzwoleniem i urodą. Tak było też z Pavlą, sąsiadką Maryli. Zgrabną szatynką, o pięknej twarzy przyprószonej piegami. Inteligentną! Wykształconą. Miłą. Takiej dziewczynie, to nic tylko stokrotki rwać. Dlaczego tego typu kobietom trudno jest znaleźć faceta? Bo ci boją się do nich podchodzić? Zbyt niska samooocena? A może inny problem ze swoim ego. Zanim uderzą do takiej, dojdą do smutnej konstatacji, zalążka potencjalnej zazdrości o obiekt swoich westchnień: co drugi facet na ulicy myśli, żeby ją bzyknąć. Tymczasem okazało się, że Pavla ma jednak chłopaka.

Podczas nocnego spaceru po miasteczku, kiedy nieskutecznie szukaliśmy jakiejś dyskoteki (tak się wtedy mówiło), spotkaliśmy dwie prażanki (czyli mieszkanki Pragi - takiego miasta). Nawet chciały z nami rozmawiać, pomimo tego, że Piotrek nie pozwolił mi zainicjować dialogu chwytem na temat wzrostu. Po trzydziestu minutach wartko płynącej rozmowy, za którą nic nie musieliśmy płacić, bo wszystkie knajpy były już zamknięte, stwierdziliśmy, że dobrze byłoby już ją zakończyć, pozostawiając tym samym niedosyt i zaintrygowanie w umysłach młodych kobiet. Wspomnieliśmy też, gdzie aktualnie bydlimy (czyli mieszkamy), jakby nas chciały na przykład odwiedzić czy coś. A droga była niełatwa i daleka. Później oczywiście zaczęliśmy dopuszczać do siebie myśli, że była w tym jakaś naiwność, że przyjdą same do nas, taki kawał…

Idą – powiedział następnego dnia Piotrek, stojąc przed namiotem.

- Kto? - i zobaczyłem jak majaczące sylwetki coraz bardziej przypominają nasze nowe koleżanki z Pragi. Szok. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Zaczęliśmy się krzątać wokół namiotu, żeby się jakoś przygotować na ich wizytę, ale za bardzo nie mieliśmy pomysłu, jak niby się przygotować, no i co zrobić jak już tu przyjdą. Wejść do namiotu? I co tam będziemy z nimi robić, rozmawiać?

Nie musieliśmy jednak z nimi rozmawiać w namiocie, bo do niego nie weszły. Zasadniczo, to przyszły się pożegnać, bo wyjeżdżały. To smutne i miłe zarazem.

Odprowadziliśmy je na pociąg. I tyle je widzieliśmy. Nie wymieniliśmy z nimi nawet śliny. Z punktu widzenia młodego mężczyzny słaba inwestycja.

Na drugi dzień spotkaliśmy Pavlę.

- Ahoj! – szpanowaliśmy podnieceni znajomością czeskiego.

- Ahoj! Wyste se tady divky sprovadily – powiedziała uprzejmie się uśmiechając.



Zobacz w Beskidach sowy na żywo!!

Piotrek zaniemówił. Ja zaniemówiłem. Gdyby ktoś tam jeszcze był, też by zaniemówił. Sprowadziliśmy sobie dziwki? Jezus Maria...

- To nie dziwki były, tylko normalne dziewczyny, normalne holky! – ratowałem desperacko nasz honor, naszą godność, nasze poczucie smaku. A w ogóle co za „sprowadzili”?! Same przyszły!

- Divky, divky – kiwała głową Pavla, a jej uśmiech nie wydawał się już uprzejmy, lecz szyderczy.

I co pewnie jeszcze rozdziewiczaliśmy je w namiocie (bo wtedy myśleliśmy jeszcze, że świat jest pełen czekających na nas dziewic)?! Naraz? Obok siebie? Równolegle? Boże, ja w życiu nie widziałem Piotrka gołego! Tym bardziej w ruchu! No po prostu wyć się chciało. Co za wstyd, co za potwarz, co za czeskie upokorzenie! I to przed Pavlą. Żeby to był chociaż Zdenek.

Powoli dochodziła do nas (a może tylko do mnie) myśl, że w tej wiosce jesteśmy spaleni. Fantazje o Pavli mogły pozostać już tylko fantazjami. A co powie Maryla? Miała mnie za takiego dobrego chłopca. Tak ją zawieść! Pewnie jeszcze do mojej mamy zadzwoni...

Mama sama zadzwoniła. Z ciekawości. Do sąsiadów Maryli, gdyż Maryla nie miała telefonu, bo nie potrzebowała. Kumasz to? Więc gdy mama sama zadzwoniła do tych sąsiadów, to powiedzieli jej, że pójdą po Marylę, więc niech zadzwoni za „čtvrt hodiny”, czyli za ćwierć godziny, kwadrans. A że ona zrozumiała cztery godziny, to zadzwoniła po czterech.

To było sporo czasu, żeby spakować manatki. Tyle nas widziano. Dziwkarzy-alkoholików.

Później dowiedziałem się, że divka oznacza po prostu dziewczynę (a devka - dziwkę). Fajnie. Po tych wydarzeniach zapisałem się na wszelki wypadek na kurs czeskiego. Moja mama nie.

Postanowiłem jednak szczęśliwie zwieńczyć ten wyjazd i zadzwonić do Ani poznanej w pociągu na początku podróży. Zgodnie z zasadą niedostępności, o której przeczytałem u Cialdiniego, trochę ją przetrzymałem. Zadzwoniłem po dwóch miesiącach. Niestety nie pamiętała, o co chodzi.

1 - 2


Poznaj więcej inspiracji na ten miesiąc – spójrz na prawy margines >